SMAKI

MAZOWIECKIE ZWYCZAJE WIELKANOCNE

Surowa kara dla śledzia za siedem postnych tygodni, strzelanie z armat i każdej możliwej pukawki na rezurekcję, spacery z kogutkiem i gaikiem, a w międzyczasie pieczenie ciasta wyłącznie na stojąco, żeby nie opadło – oto niektóre zwyczaje wielkanocne Mazowsza. Można je znaleźć w pięciu tomach dzieł Oskara Kolberga poświęconych naszemu regionowi obok dobrze znanych w każdej części Polski tradycji, jak dzielenie się jajkiem święconym w Wielkanocną Niedzielę czy polewanie się wodą w Wielkanocny Poniedziałek.

Aby mogła się zacząć Wielkanoc, trzeba było najpierw pożegnać Wielki Post:

W wielki piątek albo w wielką sobotę, przedtem, dworska przy małych dworach drużyna, uwiązawszy śledzia na długim powrozie, do którego cienką nicią był przyczepiony, wieszała na suchej wierzbie albo innem drzewie nad drogą, karząc go, że przez siedm niedziel morzył ich żołądki.

Ale byli i tacy śmiałkowie, którzy pościli aż do wielkanocnego śniadania:

Ci, którzy od wieczerzy Pańskiej aż do święconego nic nie jedli, napili się tylko wody święconej w sobotę wielką, brali ją wszyscy do domów w flaszeczkach i zasilali się z rodziną całą i domownikami ; do majętniejszych roznosiły ją dziady i babki szpitalne, za to otrzymywali podarek.

W międzyczasie trzeba było upiec świąteczne baby. Na wschodnim Mazowszu bardzo pilnowano, przy pieczeniu ciasta, żeby osoba, która go w piec kładzie, nie usiadła, dopóki ciasto znajduje się w piecu, żeby nie opadło.

fot. Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu

 

Zmartwychwstanie było oznajmiane bardzo hucznie:

W stolicy, w miastach i po wsiach, w czasie resurrekcyi strzelano z armat, moździerzy, organków, z fuzyj i pistoletów przez beczkę próżną dla większego odgłosu, p a l o n o w około kościoła i cerkwi (lub na bliższych przynajmniej miejscach) beczki smolne. Jedno i drugie przez niezręczność lub nieostrożność zrządzało przypadki.

W rankingu najbardziej hucznych rezurekcji w Warszawie prym wiodła za Sasów tak zwana Gnojowa Góra:

Podobnież jak poprzednicy jego, August III bywał na resurrekcyi w kollegiacie św. Jana; artylerya 300 razy dawała ognia na gnojowej górze (dziś ulica Oboźna i Sewerynów). Król, że był otyły: raz tylko dla niego kościół obchodziła processyja.

W Niedzielę Wielkanocną dzielono się święconym jajkiem, ale wcześniej uprawiano na Mazowszu szczególną dyscyplinę sportową: bieg z kościoła do suto zastawionego stołu!

Po wsiach jest, i na Mazowszu jak wszędzie, zwyczaj po wyjściu z kościoła po nabożeństwie, ścigania się wzajemnego, by co rychlej przy biedz do domu i wziąść się do spożycia przygotowanego święconego jadła.

fot. D Krześniak

 

Spacery do Emaus uprawiane były przede wszystkim w miastach:

W każdem prawie mieście jest ulubiona jaka okolica, do której lud dla rozrywki zwykł się zgromadzać, co się zowie: iść na Emmaus, z powodu, iż w drugie święto wielkanocne kościół obchodzi pamiątkę jak Chrystus z uczniami szedł z Jerozolimy do Emmaus. Warszawianie schodzą się przed klasztorem ks. Bonifratrów, gdzie w ten dzień wolno jest odwiedzać obłąkanych (których zakład znajduje się przy pomienianym klasztorze).

Drugi dzień świąt to oczywiście polewanie się wodą, choć w części wiosek mazowieckich był to zwyczaj zarezerwowany dla dorosłych. W wioskach pod Pułtuskiem, o kimś, kto został oblany wodą w lany poniedziałek, mówiono, że dostał obleja.

Po wsiach parobcy i dziewki dorosłe, oblewają, się wzajem wodą, ile możności znienacka, jak to w powszechnym jest zwyczaju, podczas gdy chłopcy i dziewczątka-podrostki (tamci z kogutkiem a te z gajikiem chodzą od domu do domu i dyngusują, t. j. śpiewając i winszując, zbierają podarki, złożone z jaj, sera, kukiełek, drobnych pieniędzy itd.

fot. D Krześniak

Warto zatrzymać się przy zwyczaju jeżdżenia z kogutkiem.

Na Mazowszu, jak i w innych prowincyacb, w drugie święto wielkanocne, parobczaki wiejscy wystrychniętego koguta (do czego biorą pospolicie pustą dynię, przystroiwszy ją w pióra kapłonie na kształt koguta z grzebykiem z sukna czerwonego) i przytwierdzonego do deszczułki, obtaczają na kółkach po wsi. Obchód rozpoczyna się od dworu lub zamożniejszego gospodarza, gdzie śpiewem i przygrywaniem na piszczałce, zyskuje jaki datek pieniężny lub podarunek (zwany wówczas dyngus), ciągnie się dalej od chaty do chaty, a kończy wieczorem na karczmarzu, u którego zaraz całodzienny nabytek (ów dyngus) rozpraszany bywa wśród wrzawy i krzyków przy kieliszku.

W okolicach Wyszogrodu i Czerwińska kogucik wożony był na kółkach.

Jest to kogucik mały, urządzony dość zręcznie na jednem lub dwóch kółeczkach. Czasem też na postumenciku, na którym się znajduje, stoją w różnych uciesznych pozach postrojone jaskrawe figurki, które za pociągnięciem sznurka w takt muzyce wyskakują.
Tak chodzą noc całą, a jeśli kurek przypadkiem w drodze napotka innego podobnego kurka, wtedy następuje zacięta walka między niemi, a siła stanowi tutaj czynnik bardzo ważny, gdyż silniejsza kompania zabiera słabszej wszystkie specyały wielkanocne, które jako podziękowanie za kurka otrzymują.

I jeszcze wiosenne spacery dziewcząt z gaikiem, którym towarzyszyły charakterystyczne przyśpiewki.

W drugi dzień Wielkanocy gromada dziewcząt i dzieci obchodzi domy swojej wsi, nie pomijając żadnego, pod przewodnictwem wybranej z pośród siebie dziewczyny, niosącej w ręce pęk różnego rodzaju zieloności i gałązek, przystrojony i przewiązany wstążkami rozmaitej barwy i nazwany GAIKIEM. Przed każdym domem grono to śpiewa właściwą temu obchodowi pieśń, za co datkiem od gospodarzy wynagradzane bywa.

Każda okolica miała swoje pieśni i przyśpiewki, także na okoliczność zbierania świątecznych datków.

W niektórych wioskach pod Karczewem, Garwolinem i Stężycą chodzą takie dziewczęta po wykupie, z gałązką zieloną czyli Gaikiem, i śpiewają:
Do tego domu wstępujemy,
zdrowia, scęścia winsujemy.
A za domem zielona psenica,
a przed domem piwecka śklanica.
Dajcie ze ją, dajcie,
tylko się nie bawcie.

Zebrała Magdalena Walusiak korzystając z dzieł udostępnionych na stronie Instytutu im. Oskara Kolberga

Facebook