Rurki z prawdziwą bitą śmietaną bez konserwantów to symbol niedużych lokalnych firm z tradycją, które wrosły w swoje otoczenie, przetrwały wiele burz i kryzysów, ale w czasach zarazy nie są już w stanie same sobie poradzić. Najwięksi jakoś przetrwają, niektórzy, jak międzynarodowa sieć meblarska, mają taką moc, że są w stanie powstrzymać nawet rozporządzenia rządowe. Ale małe lokalne firmy mogą liczyć tylko na siebie. I lokalną, a niekiedy nieco większą – społeczność.


Kultowe rurki na Wiatraku

POMOCY! – zdjęcie rurek ze śmietaną i wołaniem o ratunek przejdzie do historii. I towarzyszący mu na fejsbukowym profilu apel:

Jesteście z nami od 1958 roku, kiedy to dziadek Kostek wymyślił, że zamiast pączków będzie sprzedawał rurki z bitą śmietaną, potem długo opracowywał ciasto i w końcu przerobił starą maszynę do ubijania masła i zaczął używać jej do nabijania śmietaną chrupiących rurek.
Przetrwaliśmy okropne czasy PRLu, byliście z nami, kiedy zmieniał się ustrój, zaznaczaliście, że jesteśmy dla Was ważni.
(…) Nasze rodzinne, tradycyjne przedsiębiorstwo ledwo dyszy. Zakaz spożywania posiłków na ulicy wbił nam nóż prosto w serce i mimo prób wyjścia z sytuacji obronną ręką, dodawano kolejne obostrzenia. Niestety grozi nam bankructwo. Jakoś dawaliśmy radę do tej pory, ale teraz nie mamy praktycznie wyjścia, dlatego postanowiliśmy zwrócić się do Was z apelem i prośbą, by wspierać lokalne przedsiębiorstwa.
Jesteśmy przygotowani by zawinąć Wam rurki w zgrabne paczki, byście mogli rozkoszować się nimi w domu. Gofry pakujemy w pojemniki żeby dotarły bezpiecznie do domu czy samochodu, bo przecież tam wolno jeść.

Rurki z Wiatraka

Odzew był natychmiastowy. Tuż po opublikowaniu apelu po rurki zaczęli przybywać warszawiacy ze wszystkich dzielnic, a nawet wielbiciele słodyczy spod stolicy, którym smak cukierniczego cudu z Grochowa kojarzy się z najpiękniejszymi chwilami dzieciństwa. Następnego dnia trzeba było stać w kolejce nawet trzy godziny, a rurek nie wystarczało dla wszystkich, a po czterech dniach Rurki musiały zrobić dzień wyłącznie gofrowy, żeby złapać oddech po szalonej wyprzedaży i pozwolić odsapnąć pani Izie „parzącej sobie palce przy rozgrzanych waflownicach przez kilkanaście godzin na dobę”.

Wiatraczne Rurki nie tylko korzystały z pospolitego ruszenia, ale zaprosiły też inne lokalne firmy do dzielenia się na ich profilu informacjami o trudnej sytuacji.


Misianka ze Skaryszaka

W bardzo złym położeniu jest zwłaszcza Misianka, popularna kawiarenka i cukiernia z Parku Skaryszewskiego. Jej właścicielka, która od ponad ćwierćwiecza serwuje na Saskiej Kępie świetną kawę i rewelacyjne ciasta, w tym sporo według autorskich receptur, zamierzała już ogłosić bankructwo i zapowiedziała zamknięcie cukierni od 15 listopada. Do tego czasu zamierzała jedynie zaopatrzyć wiernych klientów w uszka i pierogi na Wigilię.

Drodzy Misiankowicze… 26 lat temu poznaliśmy się w Parku Skaryszewskim a teraz muszę się z Wami pożegnac. Nie dałam rady przetrwać kryzysu… Trudno mi sobie wyobrazić życie bez Misianki … Ciężko mi z tym bardzo.
Kawiarenka w Parku będzie otwarta do 15 listopada…
Zaczęłyśmy się przygotowywać do Świąt, ale teraz to zupełnie nie wiadomo co będzie.

Misianka

Na tę zapowiedź natychmiast zareagował wielbiciel misiankowych tortów aż z… Gdańska! Rozeznał sytuację (zamknięcie drugiej kafejki na Grzybowskiej, zaległości z czynszem, brak funduszy na produkcję świąteczną), przeliczył i… zorganizował zbiórkę na jednym z portali pomocowych. Po pierwszej dobie dzięki licznym wpłatom miłośników doskonałych wypieków Pani Misi zebrało się ponad 10 tys. zł – dość, by zacząć planować wypiek makowców i produkcję góry pierogów z kapustą i grzybami.

Od tego dnia w Misiance jest taki ruch, że – o ile się utrzyma choć w części – kawiarenka powinna przetrwać jako cukiernia i sklepik do lepszych czasów.

Tradycyjny makowiec z Misianki, fot. facebook.com/MisiankaCukiernia/


Przysmak, czyli obiady jak u mamy

Dzięki podobnej pomocy przetrzymał pierwsze miesiące pandemii inny warszawski lokal z wieloletnimi tradycjami: Przysmak działający od 1958 roku!

Odwiedziłam Przysmak, mając ochotę na domowe gołąbki. Klasycznie przechodzę przez bramę przy Lwowskiej 11, wciskam domofon 100, przechodzę przez zadbany dziedziniec i docieram do miejsca, w którym czas cofa się o 60 lat. Dosłownie, meble, obrazy, taborety, wycinki z Przekroju i klasyczny dyplom “za wieloletnie wzorowe prowadzenie zakładu gastronomicznego.

fragment opisu pod zrzutka.pl dla Przysmaku

Lwowska 11 – warto zapamiętać ten adres, bo to najlepsze miejsce w Śródmieściu Warszawy, by zjeść niedrogo pyszny domowy obiad. Albo przyjść i kupić na wynos, dopóki będzie obowiązywał zakaz spożywania posiłków w lokalach.

Przysmak nie jest restauracją ani barem mlecznym. Jest czymś więcej. Jest miejscem tworzonym przez strażniczki tradycyjnej polskiej kuchni, które w przedwojennej kamienicy, ze składników najwyższej jakości przygotowują klasyczne dania, jak np. nieśmiertelny mielony z buraczkami.

opis z profilu Przysmaku


Czy będzie można jeść w ciemnościach?

Pod znakiem zapytania pozostaje dalsza działalność Different – jedynej w Polsce restauracji, w której posiłki spożywa się w całkowitej ciemności, obsługiwanej przez niewidomych kelnerów. Firma wciąż walczy, aby jej 17 niepełnosprawnych pracowników nie utraciło zatrudnienia.

Jest nam bardzo smutno i boimy się o naszych podopiecznych, ale za nic się nie poddamy temu smutkowi!
Nie możemy Was gościć w naszych skromnych progach, ale dalej możemy dla Was gotować i dbać o Wasz zmysł smaku 🙂
„Be different – diety pudełkowe” będzie działać bez żadnych zmian! Możecie zamawiać nasze pyszności do swojego domu.
Całkowity dochód ze sprzedaży każdego zestawu przeznaczamy na działalność Fundacja pomocy rodzinie „Człowiek w potrzebie”, w tym restaurację Different oraz na #PosiłkiKryzysowe, które są tak bardzo potrzebne.

Different – restauracja w ciemności

Wiadomo: jeść trzeba. Ale może warto przemyśleć, co jemy i skąd, bo może jedząc uda się też zadbać nie tylko o własne żołądki? Niewielkich lokali serwujących smaczne, zdrowe i niedrogie jedzenie (bo przecież mało komu się dziś przelewa) jest mnóstwo. Może chociaż część z nich uda się ocalić? Na wsparcie czekają m.in. warszawskie Gniazdo Piratów i cukiernia Braci Sośnickich w Raszynie, artystów w swoim fachu, a także wiele innych cudownych miejsc. Może tuż za rogiem, na sąsiedniej ulicy?

Jedzenie to także małe lokalne sklepiki, podmiejscy producenci żywności i znajoma sprzedawczyni na bazarku.

Bądźmy zdrowi i troszczmy się o siebie. Nawzajem.

Magdalena Walusiak

Facebook