Mińsk Mazowiecki – to tutaj urodzili się aktor, pisarz i kamieniarz Jan Himilsbach oraz Piotr Skrzynecki, twórca Piwnicy pod Baranami. Od paru lat można przysiąść się do nich przy stolikach – ulicznych pomnikach. Tutaj stacjonowali ułani rosyjscy, a później polscy – lubelscy. Po parku, obok pałacu Dernałowiczów, krąży nocami czarny pies, na terenie należącym dziś do wojska pochowano… konia, czyli TĘ Kasztankę, a w kapsule czasu, która czeka na otwarcie w 2066 roku, znalazła się – obok pocztówek i dokumentów – butelka z napojem wzmacniającym. Czeka na pana ducha Jana?
Duchów w tym mieście nie brakuje. Poza Janem Himilsbachem i Piotrem Skrzyneckim oraz czarnym psem, w którego został przemieniony, wedle miejscowej legendy – za hulaszczy tryb życia, jeden z właścicieli pałacu i miasta, można spotkać w mieście jego założyciela Jana z Gościańczyc na koniu oraz Annę Mińską, tutejszą dziedziczkę, która wsławiła się dobrym gospodarowaniem i sercem – ufundowała szpital św. Ducha. Szczególny klimat tworzy także niska zabudowa, zwłaszcza ostatnie drewniane domy, często już zaniedbane i czekające na łakome ręce deweloperów wyciągające się po tereny pod nową zabudowę. Może to ostatni moment, by poznać zanikające pod nowoczesną tkanką oblicze miasta. Wkrótce zostaną po nim pamiątki w miejskim muzeum i na obrazach najbardziej znanego lokalnego artysty Marka Chabrowskiego, którego też już tu nie ma – zmarł w 2024 roku.
MUZEUM JAK DOM
Niewiele wiesz lub zgoła nic o Mińsku Mazowieckim? Świetnie, w takim razie przygodę z tym miejscem warto zacząć od wizyty w Muzeum Ziemi Mińskiej. To nie jest zwyczajna placówka, w której będziesz błąkać się bez planu po salach pełnych nieznanych dzieł i anonimowych przedmiotów. Tutaj zanurzysz się w życiu ludzi, którzy mieszkali kiedyś w Mińsku, a wcześniej Mensku albo Mieńsku.
Bardzo łatwo trafić z dworca do Muzeum Ziemi Mińskiej. Wystarczy prosto z przejścia podziemnego, które wita przyjezdnych niepodległościowymi i kolejowymi muralami, wyjść na ulicę Kościuszki i iść prosto aż do Okrzei, skręcić w lewo, minąć Sąd Rejonowy i to już tu – Okrzei 16.
Opowieść o historii miasta nie ma tutaj nic wspólnego z nudnym wymienianiem dat, nazwisk czy bitew albo innych spektakularnych wydarzeń. To zatopienie się w codzienności, która utrwalona została w tym niezwykłym domu niczym owad w bursztynie.
Bo – od tego należałoby zacząć – Muzeum Ziemi Mińskiej naprawdę jest domem, a ściślej: willą (lub nawet – jeśli ktoś woli to określenie – pałacykiem) wybudowaną w latach 30. XX wieku dla hrabiny Pelagii Łubieńskiej. Budynek powstał z materiałów odzyskanych po I wojnie światowej z… ale to z pewnością wyjaśni gospodarz tego miejsca, bo – jak każdy dom – willa hrabiny Łubieńskiej ma też gospodarza. To on oprowadza gości po kolejnych pomieszczeniach, gdzie mieszczą się wystawy stałe i czasowe.
Na parterze można poznać historię Mińska: zobaczyć galerię herbową rodów związanych z tym miejscem, starą mapę pokazującą rozwój miejscowości nad rzeką Srebrną. Sporą część jednej ze ścian zajmuje drzewo genealogiczne Jana z Gościańczyc, dzięki któremu Mińsk otrzymał prawa lokacyjne i którego pomnik stanął na Starym Rynku z okazji 600-lecia uzyskania praw miejskich (odsłonięcie 29 maja 2021).
Swoje miejsce w opowieści o historii miasta mają Józef Piłsudski (właśnie tutaj znajduje się jedna z pięciu ocalałych masek pośmiertnych Marszałka), wybitny amerykański rzeźbiarz polskiego pochodzenia Louis Długosz, który ostatnie lata życia spędził właśnie w Mińsku Mazowieckim, a także grupa ludzi, którzy przez dekady dbali o bezpieczeństwo tutejszych mieszkańców – miejscowi strażacy.
Z WIZYTĄ U ZEGARMISTRZA I NAUCZYCIELI
Piętro willi dobudowano po II wojnie światowej. Znajdują się tam dwie ekspozycje, dzięki którym można przenieść się w czasie. Pierwszą jest odtworzony warsztat zegarmistrzowski Lucjana Dąbrowskiego – z jego narzędziami i wynalazkami, własnoręcznie wykonanymi meblami i tajnym przejściem do pomieszczeń prywatnych. Tu także gospodarz nie puszcza gości samopas, lecz z pasją tłumaczy, jak mistrz Lucjan organizował swoją pracownię, jak ważną był w mieście personą, bo nie tylko naprawiał i wykonywał zegarki, ale na przykład zajmował się handlem wysyłkowym działając niczym dzisiejszy portal aukcyjny, był również zaangażowany w działalność społeczną. Można też dowiedzieć się, dlaczego w pewnym momencie musiał zamalować na swoim szyldzie słowo JUBILER.
W drugim skrzydle na piętrze mieści się mieszkanie małżeństwa przedwojennych nauczycieli – Janiny i Józefa Sylwestrowiczów. Ekspozycja nosi tytuł „Jak żyli nauczyciele w II Rzeczypospolitej?”, ale nawet on nie oddaje doświadczenia wizyty w tym miejscu. Kwiaty i owoce na stoliku w salonie, w jednym z pokoi włączone radio nadaje przedwojenne audycje, w kuchni na stolnicy suszy się makaron. Trochę głupio zaglądać do szaf i szuflad, gdy mieszkańców nie ma w domu, widać, że wyszli tylko na chwilę. Mundur wojskowy z 1920 r. na wieszaku, w kuchennym kredensie maggi, a na półce w łazience talk i krem Nivea. Wystarczy napalić w kuchennym piecu, by zrobiło się rodzinnie i jeszcze bardziej przytulnie.
To wrażenie celebrowania zupełnie zwyczajnej codzienności, a jednocześnie zaskakujące zwolnienie tempa wynosi się stąd na zewnątrz i niesie dalej uliczkami Mińska Mazowieckiego. Jeszcze tylko przed wyjściem rzut oka na duże poniemieckie zdjęcia lotnicze miasta i podpowiedzi, jak dojść do placu Kilińskiego, a potem do parku i którędy iść, żeby zobaczyć jak najwięcej parterowych i piętrowych domów drewnianych, zwłaszcza ten z wieżyczką.
ROCZNICOWY LETNI MIESIĄC
Sierpień jest szczególnym miesiącem w życiu miasta. Właśnie wtedy, gdy tak pięknie i ciepło, pamięta się o jego historii.
Rocznica Bitwy Warszawskiej 1920 r. obchodzona jest w Mińsku Mazowieckim nie 15, a 17 sierpnia. Właśnie tego dnia do miasta wkroczyły polskie wojska zwyciężające na przedpolach Warszawy.
Kilka dni później obchodzona jest tragiczna rocznica – 21 sierpnia 1942 r. niemieccy okupanci zlikwidowali mińskie getto, a przetrzymywaną w nim ludność żydowską – nie tylko z Mińska, ale również m.in. Kałuszyna, Kołbieli, Pabianic i Kalisza – wywieźli do obozu zagłady w Treblince, gdzie większość z nich poniosła śmierć.
Po społeczności żydowskiej Mińska Mazowieckiego pozostał stosunkowo dobrze zachowany cmentarz żydowski.
CZAR NISKIEJ ZABUDOWY
Spacer – to dobry sposób poznawania Mińska Mazowieckiego. Lepszy niż samochód, który szybko utknie w korku na wąskich uliczkach, albo rower, bo ścieżek tu jak na lekarstwo, za to parkingów, a więc i samochodów tarasujących przejazd jednośladom, cała masa. Ale warto poruszać się nie za szybko, żeby wyłapać specyficzny klimat, bo tutaj czas jakby zwalnia. Po drodze można przysiąść na jednej z wielu ławeczek rozstawionych na ulicach, albo wstąpić na kawę do cukierni, można popatrzeć na fontannę i wysepkę na rozlewisku Srebrnej w pięknym Parku Dernałowiczów, a potem obejść klasycystyczny pałac, w którym mieści się dzisiaj Miejski Dom Kultury. Potem zajrzeć na Stary Rynek i do Sanktuarium Matki Bożej Hallerowskiej, wrócić Bulwarną z biegiem Srebrnej w stronę torów, przejść na drugą ich stronę i odwiedzić jeszcze jedno niezwykłe miejsce – Muzeum VII Pułku Ułanów Lubelskich, również mieszczące się w willi, tyle że należącej niegdyś do doktora Jana Huberta.
Specyficzny klimat Mińska Mazowieckiego, mimo tłoku na głównych ulicach i korków w godzinach szczytu, może wynikać z dość niskiej zabudowy. Mało który budynek sięga wyżej niż 4 piętro, większość, łącznie z nowymi blokami i apartamentowcami, ma 2 lub 3 kondygnacje, a między nowoczesnymi budynkami, blokami z czasów PRL, niskimi kamieniczkami z I poł. XX w. i klasycystycznymi budowlami wciąż trzymają się swych miejsc mocno osadzone w ziemi drewniane domki, w większości parterowe, w bardzo różnym stanie, od odpicowanych na błysk po rozsypujące się ruinki. Stoją przy głównych ulicach i w głębi podwórek, czasem otoczone przez nowoczesne budynki, a w bocznych uliczkach całymi seriami. W maju widać, jak wiele z nich wtula się w krzewy bzu. Z każdym rokiem jest ich mniej – tylko w tym roku zniknęły co najmniej dwa. Niektóre rozpadają się ze starości, niszczeją nieużywane, inne znikają w pożarach, a na ich miejscu wyrastają współczesne budynki.
Magdalena Walusiak