Na wsi

SIEDLISKO „RAZ SIĘ ŻYJE”. GDZIE ŁOSIE MÓWIĄ „DZIEŃ DOBRY”. #POZNAJCIEMOJEMAZOWSZE

Ekskluzywny nocleg w szałasie? Właśnie tak! Ale drewniane „namioty” są tak solidne, że niegroźne im burze i wichury, a w środku mieszczą się wygodne łóżka z czyściutką pościelą. Do najbliższego powiatowego miasta – Węgrowa – są 23 km, a po okolicznych lasach można wędrować lub jeździć rowerem i nie spotkać żywej duszy! Nie ma też wifi, za to jest kulturalna stodoła z ciekawymi lekturami i mnóstwem planszówek. Tutaj przyjeżdża się po to, żeby przypomnieć sobie dokładnie, czym jest real i jaki potrafi być piękny.

GLAMPING NA KOŃCU ŚWIATA

Nie ujawnimy Wam adresu Siedliska „Raz się żyje”, nie znajdziecie go też na stronie internetowej podwęgrowskiego glampingu. Jest podawany wyłącznie gościom. Jeśli ktoś przyjeżdża po raz pierwszy, często pilotowany jest przez telefon, ponieważ nie znajdzie na trasie dojazdowej żadnego drogowskazu. Kiedyś był, ale krótko, ponieważ przyciągał ciekawskich, którzy chcieli sprawdzić, jakie w siedlisku są warunki i… bez żenady zaglądali przez płot. – To nie było komfortowe dla naszych gości – wyjaśnia Magda, która prowadzi Siedlisko wspólnie z mężem, Mariuszem.

Kilka lat temu porzucili wielkomiejskie życie w stolicy i kupili kawałek ziemi niedaleko Wierzbna, zgodnie z dewizą, która stała się nazwą ich nowego domu: raz się żyje! To był styczeń 2019 roku, tuż przed pandemią. Jakiś czas potem, kiedy już zostali uznani za „swoich”, dowiedzieli się, że sąsiedzi-lokalsi robili zakłady, ile czasu miastowi wytrzymają i jak daleko będą uciekać. A niektórzy obawiali się, że warszawiacy nie uszanują historii tego miejsca, będą niszczyć teren – wycinać drzewa i budować architektoniczne koszmarki. Odkrycie, że nie tylko nie niszczą, ale dbają o tutejsze dziedzictwo i naturę, pomogły z jednej strony zacieśnić więzi, a z drugiej – powiększyć działkę o teren dawnego sadu.

Ale najpierw Magda i Mariusz kupili ziemię ze starą, murowaną stodołą, w której postanowili urządzić pokoje dla gości. Ostatecznie pomysł upadł – wydał się gospodarzom zbyt oklepany. I postawili na szałasy. Ale nie byle jakie! To solidne drewniane konstrukcje, właściwie małe domki z tarasikami, które mają wejścia namiotowe zamiast frontowej ściany.

We wnętrzach są wygodne łóżka, szafki, dostęp do prądu i możliwość wstawienia piecyka, jeśli nocą zrobi się zbyt chłodno. Na tarasie zaopatrzonym w stolik i krzesła, można wypić poranną kawę lub zjeść śniadanie i napawać się widokiem na olbrzymią, koszoną dwa razy w roku łąkę z lasem na horyzoncie. Niektórzy goście obserwują ten teren od świtu, bo właśnie wtedy na spacer wychodzą z lasu sarny, daniele i… łosie! Te ostatnie podchodzą czasem bardzo blisko, skuszone tutejszymi jabłkami. I, co ciekawe, te majestatyczne, budzące respekt zwierzęta najchętniej wybierają owoce na pół sfermentowane!

DOZWOLONE OD LAT 12

Szałas, który przetrwa wichry i burze, śpiew ptaków o 5 nad ranem zamiast budzika, śniadanie z jajkami przepiórczymi i wiejskim chlebem na zakwasie czekające w koszyku, łosie w mgle, a wokół mnóstwo starych drzew – akacji, kasztanowców, lip i sosen (a są jeszcze drzewa owocowe i starez krzewy jaśminowców!) – kogo przyciągają atrakcje siedliska położonego z dala od wielkomiejskiego zgiełku? Okazuje się, że najchętniej przyjeżdżają tutaj rodzice, którym udało się sprzedać dzieci na kilka dni dziadkom, ciotkom albo wujkom. Glamping to dla nich okazja dla uspokojenia skołatanych nerwów, odbodźcowania się i robienia… najlepiej absolutnie niczego!

Kiedyś wynajmowały szałasy rodziny z kilkuletnimi dziećmi, ale zdarzało się to dość rzadko, na szczęście dla większości gości. Bo aż 90 procent przyjezdnych szuka tutaj ciszy i spokoju. Dlatego od 2024 roku glamping jest dostępny dla osób od 12 roku życia.

Jak reagują młodzi ludzie na Siedlisko „Raz się żyje”? Zazwyczaj, po uzyskaniu informacji, że nie otrzymają hasła do wifi, bo tutaj nie ma internetu, wpadają w konsternację. Ale już po chwili odkrywają zagrodę z kurami i przepiórkami oraz wybieg dla królików, które zostały ocalone przez gospodarzy przed okrutną i gwałtowną przemianą w pasztet. A później uroki jeżdżenia rowerami (można je wypożyczyć od gospodarzy) po lasach lub wyprawy po leśne runo.

Lasy wokół siedliska pełne są jagód i grzybów, i często to właśnie najmłodsi goście wyciągają rodziców na wyprawy po kurki, które można zbierać już od początku lipca, borowiki i podgrzybki, których jest tutaj najwięcej, bo uwielbiają sosnowe lasy z mchem i można je zbierać aż do późnej jesieni. – Niekiedy goście wracają po całym dniu jeżdżenia po okolicznych lasach i nie mogą się nadziwić, że nie spotkali w okolicy żywego ducha, z wyjątkiem jednego, samotnego grzybiarza – opowiada Magda.

Co robić, gdy pada? Cieszyć się, bo nazajutrz będą grzyby! A w czasie deszczu można świetnie bawić w olbrzymiej świetlicy, która powstała ze starej drewnianej stodoły przeniesionej na Siedlisko deska po desce w 2023 roku. Poza stolikami, blatem, barem i biblioteczką jest tam również aneks kuchenny, w którym można przygotowywać posiłki (bo gdy nie pada – jest opcja urządzenia grilla i ogniska na podwórzu), a przy stolikach posiedzieć i porozmawiać przy herbatce, poczytać, porysować i – przede wszystkim – odkryć uroki gier planszowych. Zdarzało się już, że młodzież, zatopiona zazwyczaj w otchłaniach wirtualnych światów, rozgrywała w siedlisku kolejne partie planszówek aż do rana!

JAJA OD PRZEPIÓREK I BANIA POD JABŁONIĄ

W Siedlisku sezon trwa od majówki do końca października, a nawet trochę dłużej, bo i sezon grzybowy jest coraz dłuższy i noce coraz mniej chłodne. Poza ciszą, sielskim spokojem i urokami natury, gości przyciąga także smaczne jedzenie i wielka drewniana bania pod jabłonią.

Każdy dzień zaczyna się od rozpakowywania kosza śniadaniowego. Co można w nim znaleźć? Wiejski chleb na zakwasie z zaprzyjaźnionej wiejskiej piekarni, jaja prosto z miejscowego kurnika – kurze i przepiórcze, twarożek – na słodko lub słono. W tej drugiej wersji – ze szczypiorkiem lub rzodkiewką, a na słodko – z domową, przepyszną frużeliną z czarnej lub czerwonej porzeczki. Są też prawdziwe wędliny z pobliskiej wędzarni i warzywa z miejscowego ogródka.

Siedlisko to miejsce pełne opowieści o ludziach i drzewach. Z opowieści sąsiadów wyłania się historia o legendarnym właścicielu tej ziemi, który wyznaczył jej granicę sadząc na miedzy lipę. Dziś to niezwykłe, piękne drzewo ma 120 lat i nadal rośnie na miedzy. Inną osobą pamiętaną tutaj od dziesięcioleci jest dziadek Celek, czyli fenomenalny sadownik Celestyn, po którym pozostały na terenie siedliska śliwy, grusze, mirabelki i jabłonie, w tym zaszczepione drzewo owocowe rodzące dwie odmiany jabłek i olbrzymie 70-letnia papierówka. Właśnie pod tą wielką jabłonią ustawiona jest wielka drewniana bania, w której można wygrzewać się wieczorami nawet w 4-osobowym składzie.

2024 rok to czwarty sezon od otwarcia pierwszego szałasu. Ponad 1/3 gości wraca tu co roku, niektórzy od pierwszego sezonu. Dokładnie – 37 procent – wylicza Magda. Latem wszystkie szałasy są zarezerwowane na weekendy, w ciągu tygodnia można czasem znaleźć wolne miejsca. Ceny są przystępne, a goście wracają z pewnością także dla cudownej atmosfery tworzonej przez gospodarzy, którzy deklarują, że włożyli w swoje nowe miejsce na ziemi dużo miłości i jeszcze więcej pracy. To widać i czuć na każdym kroku, a ciekawe pomysły aranżacyjne, jak metalowe wiejskie wiadra pełniące w stodole-świetlicy rolę żyrandoli, podkreślają niepowtarzalny klimat siedliska.

W 2024 roku powstał ostatni, piąty szałas – na palach, z najciekawszym widokiem na łąkę i lasy. Co dalej będzie działo się w tym gospodarstwie? Magdzie marzy się piec chlebowy, a Mariuszowi – grill ze starej cegły. To oznacza, że goście będą mieli już niedługo kolejne powody, by wracać do miejsca, w którym można po prostu być – tu i teraz, w otoczeniu natury.

Facebook